Subscribe:

czwartek, 11 grudnia 2014

Tiempos locos




Furia jest moim przeznaczeniem
Krzyki mięsa są piękną muzyką
Ulice płyną wezbraną krwią
Depczę płatki rozerwanych ciał

Uciekaj nie patrząc wstecz
umieraj nie patrząc w przód
Zgnij
Lub daj się pożreć

Psy wyją Reqiuem
jaki dziś dzień?
dzień twojej śmierci

Muere un instante, ahora!
Muere sin sentir
Muere sin Dios

Angeles fuman marihuana
Y joder con los demonios


czwartek, 13 listopada 2014

Brudas



Życie tego faceta było równie beznadziejne jak stary jabol, który teraz pije.

Przed chwilą zombie zabili mu dziewczynę. Właściwie byłą dziewczynę. Właściwie to nie dziewczynę, tylko zwykłą puszczalską sukę, która robiła z niego wała i spotykała się z nim, po to, by mieć pieniądze, ponieważ mamusia mówiła jej, by nigdy nie plamiła swych wypielęgnowanych, pachnących rączek czymś tak niegodziwym jak praca. On widział wszystko. Obserwował, jak jeden z zombie zaczął wgryzać się w jeszcze ciepłe zwłoki, jak krew, która do tej pory krążyła w żyłach wycieka teraz na brudny od psiego kału trawnik. W tej, jakże przerażającej chwili, nie zaczął płakać. Nie rzucił się, by ratować przed pohańbieniem ciało kobiety, która dawała każdemu, tylko przed nim, swoim narzeczonym, miała opory (udawała, świetnie z resztą, wstydliwą dziewicę). Z jego strony nie było żadnego bohaterstwa. W obliczu śmierci tej kobiety jedyne, co potrafił, to rzygać jak kot. Na ten widok wszystkie zombie z okolicy zeszły się i zaczęły chichotać. Mężczyźnie zrobiło się głupio. Myślał, że jego chwile są policzone, gdy jeden z trupów zawołał:
-Spierdalaj brudasie!

Mężczyzna uciekł szybko. Jeden z trupów, trzymający melancholijnie w ręku kawałek nogi, mruknął za nim:

-Patrzcie go, kurwa, jaka chołota. Takie rzeczy przy jedzeniu? Czego go matka nauczyła?- Zwrócił się do kolegów- Chłopaki, zabierzcie potrawkę zanim jeść mi się odechce.- Po czym dodał w zamyśleniu:
Ludzie to naprawdę brudne i głupie istoty.

czwartek, 6 listopada 2014

Hater know better, human taste better



Mieszkanie nieznajomego było wyjątkowo ekscentryczne. Na jednej przestrzeni egzystowały obok siebie kwiaty, skóra, kiczowate rzeźby i atłasowe poduszki. Natalię zdziwił ten wystrój mieszkania, na pierwszy rzut oka wyglądający na totalny chaos i kompletny brak wyczucia jakichkolwiek zasad estetyki.

Po przyjrzeniu się tej rupieciarni można było dostrzec pewien zamysł, próbę połączenia ze sobą przedmiotów z różnych bajek. Właściciel mieszkania z zaciekawieniem przyglądał się swojemu gościowi.

- Mam tu tyle gratów, że jeden więcej różnicy nie zrobi różnicy.

W drodze do mieszkania zombie minęli martwego nauczyciela literatury z liceum, do którego uczęszczała Natalia. Ów szpakowaty mężczyzna, słynący z zamiłowania do romantyzmu, czerwonego wina i swoich uczennic (szczególnie blondynek z okazałymi walorami), siedział na ławce i wygłaszał smutnym tonem "Świteziankę":

Jakiż to chłopiec piękny i młody
Jaka to obok dziewica
Brzegami sinej Świtezi wody
Błądzą przy świetle księżyca.

Co się stało z tym światem?! Kto przy zdrowych zmysłach wyobraziłby sobie bardziej groteskową scenę niż pijany trup recytujący balladę samego Mickiewicza? Wybawca Natalii wydął ironicznie wargi i poszedł dalej.

czwartek, 16 października 2014

Ucieczka


Melanie leniwie podeszła do okna. Ta szczupła, dwudziestodwuletnia dziewczyna o głęboko osadzonych szaro-brązowych oczach i rzadkich włosach zebranych w bezładną kitkę, była kiedyś studentką kierunku nauczycielskiego. Zakończyła swoją przygodę ze studiami w nieprzyjemnych i dziwnych okolicznościach.

Melanie fascynowała się zombie. W pewnym sensie byli jej bliscy,bo tak jak ona nie lubili ludzi. Melanie uważała, że gatunek Homo Sapiens jest nieskończenie głupi i próżni. Myśleli, że mają prawo się z niej nabijać. Każdy, kto z nią zaczął źle kończył. Pomimo młodego wieku sumienie tej dziewczyny plamiło wiele występków.

Czarny kot ocierał się o jej nogi. Przygarnęła go jakiś czas temu a teraz najzwyczajniej w świecie ją denerwował. Okazywał swą miłość! A przecież każdy wie, że Melanie nie weolno kochać bo jest zła, brzydka i chuda.

-Chodź tu, mały.- Zawołała kota gdy weszła do kuchni.

Zwierzę weszło do kuchni, nieświadome zagrożenia. Melanie wyciągnęła ze stojaka nóż i położyła na kuchennym blacie po czym zaczęła się bawić ze zwierzęciem. W pewnej chwili sięgnęła po ostrze i wbiła je w kota, po czym zaparzyła kawę i wyjęła z lodówki mleko oraz kawałek sernika.

Patrzyła na jego agonię pijąc kawę i jedząc ciasto. Następnie wstała od stołu, umyła kubek, uklękła, zmyła dokładnie kałużę krwi używając ulubionego wybielacza,którego aromat doprowadzał ją do swoistej ekstazy, i zapakowała ścierwo zwierzęcia do worka na śmieci. Ani przez sekundę nie zastanowiła się nad tym, po co zabiła tę istotę.

Melanie nie potrafiła planować ani działać racjonalnie. Kierowały nią prymitywne, ciemne żądze.

piątek, 3 października 2014

Masakra




Jęki. Krzyki. Błagania. Odgłosy łamanych kości. Potok krwi. Tak, w telegraficznym skrócie można opisać to, co wydarzyło się w budynku uniwersytetu. Zombie mieli tą przewagę nad ludźmi, że potrafili się zjednoczyć. Byli jakby jednym organizmem mordującym bez ustatku, metodycznie, bez jakiejkolwiek odrobiny litości.

Nie wszyscy spotkani przez zombie musieli umrzeć. Niektórzy doświadczali wątpliwego zaszczytu przyłączenia się do gnijącej hordy śmierci. Ale by tak się stało musieli spełnić kilka warunków:
-mieć w sobie naprawdę duży pierwiastek zła, najlepiej w połączeniu z jakąś wyjątkowo szokującą tudzież obrzydliwą parafilią,
-nienawidzić kogoś naprawdę mocno,
-przejawiać skłonności sadystyczne,
-dobrze jest, gdy kandydat na zombie wysoki iloraz inteligencji.

wtorek, 30 września 2014

Zaskoczenie



Na początku nikt w to nie wierzył, ponieważ było to zbyt absurdalne, rodem z horroru klasy D.


Dopiero po tygodniu doszło do ludzi, co tak naprawdę się stało. Gdy wreszcie przestano owijać w bawełnę na żywych padł strach. W pośpiechu, zupełnie nieprzemyślanie zaczęto organizować akcje mające na celu wyłąpanie i zniszczenie w zarodku Inwazji.

Artykuł z 5.09

Grupa bohaterskich mieszkańców miasta zlikwidowała wczoraj obozowisko zombie. Zniszczono ich ok. 500.
-To nie było łatwe- Mówi jeden z uczestników wydarzeń- Skubańcy byli zdeterminowani, ale my byliśmy lepsi. Naszym atutem było działanie zespołowe. Musieliśmy ich osaczyć i podpalić. Oczywiście, zdawaliśmy sobie sprawę z tego, jaka to niebezpieczna misja, jednak ja, jako przyzwoity obywatel, kochający swój kraj ponad wszystko, nie mogłem postąpiuć inaczej. Robiłem to dla moich dzieci, dla kraju, dla całego świata.

Artykuł był utrzymany w tonie absolutnie niesmacznego i irytującego patosu. Miał utwierdzić ludzi w przekonaniu, że nie ma się czego bać. Ot, kilka tysięcy zombie wyszło sobie z grobów, próbowało... Właściwie nie wiemy, po co to zrobili, ale panujemy nad sytuacją. Wszystko wraca do normy. Keep smile i do przodu.

W takim rozumowaniu tkwił zasadniczy błąd myślowy. Niedognili (jak pieszczotliwie nazwała ich prasa) byli nieszkodliwi. Nie potrafili poradzić sobie z własnymi kończynami a co dopiero z trudnymi operacjami myślowymi. Byli to zwyczajni nieudacznicy, fajtłapy i niezdary. Gdyby ktoś się tego domyślił, można było uniknąć późniejszych wydarzeń.

Niedogniłych można było łatwo wytępić. Nie uciekali, nie walczyli, byli równie bierni jak za życia. Każda zniszczona kryjówka, każde obozowisko zrównane z ziemią utwierdzało ludzi, że nadal są panami świata. Mamy facebooka, karabiny, mocną wódkę.

sobota, 27 września 2014

Dzień początku, dzień końca





To jest ta słowiańska brać
Lubi dużo pić i spać

-Wyłącz to gówno.- Warknęła Natalia.
-Spadaj.-Iza podgłośniła muzykę.

Natalia nie cierpiała tej piosenki. W ogóle rzadko wpadała jej w ucho jakaś melodia, jeśli już to najczęściej był to jakiś hip-hop tudzież rock. Lubiła piosenki z treścią, jakimś przesłaniem. Dobrze, ten utwór świetnie wpasowywał się w filozofie jej koleżanek, które częściej można było zobaczyć z piwem w barze niż w bibliotece, czytające obowiązkowe lektury. Jeśli Iza czy Wiola coś czytały, to wyłącznie składy kosmetyków, tropiąc konserwanty, silikony, parabeny czy największe zło tego świata: SLS.

Ale czy jest się czym chwalić do ciężkiej cholery?

Natalia marzyła tylko o jednym: by śliczny, nowiutki smartfon jej koleżanki rozwalił się w drobny mak i przestał wydawać z siebie te dzwięki. Niestety, marzenia się nie spełniają.

Odwiedziła Izę i Wiolę po to, by odebrać od nich pożyczone notatki. Chciała zastać trochę, ale nie widziała w tym sensu. Wyszła.

Gdy szła, miała wrażenie, że coś się na nią gapi. Nie był to człowiek, zwierze też nie. Wyraźnie wyczuwała kierowaną w jej stronę nienawiść. Coś płonęło chęcią sprawienia jej takiego bólu, jakiego nie doświadczył dotychczas żaden człowiek. Natalia przeraziła się nie na żarty. Zaczęła biec. Czyiś śmiech dzwięczał jej w uszach pomimo tego, że dookoła było cicho.

Zupełnie cicho.

Taka cisza nie jest naturalna. W mieście nigdy, o żadnej godzinie nie jest tak przerażająco cicho. Jakby się na coś zanosiło. I na pewno nie będzie to nic dobrego.

Natalia- prolog opowiadania



Nie była zbyt ładna. Prawdę mówiąc, było tysiące ładniejszych od niej. Nie podbiłaby świata mody swym gruszkowatym ciałem, odzianym w rzeczy, które wyjęła z szafy, kompletnie nie patrząc na to, czy do siebie pasują, czy też deformują jej i tak nie najpiękniejszą sylwetkę. Jej głos również nie wyróżniał się niczym. Nie był ani piękny, przypominający dzwon, ani piskliwy, ani dziecinny, ani nawet zachrypnięty, niczym u rasowej bywalczyni klubów wszelakich. Była nikim. Zakompleksioną młodą kobietą niepotrafiącą powiedzieć mężczyźnie, który jej się podobał: pójdziemy do mnie czy do ciebie? Wierzyła w miłość. Tak, moi drodzy, na tej biednej, niemal wyzutej z resztek złudzeń ziemi żyją jeszcze naiwne osobniki, dla których ważne jest uczucie, a nie "pukanie" czy "zaliczanie".

Zaliczać to ona potrafiła tylko jedno: przedmioty na studiach. Palatalizacja? Jery? Apofonia praindoeuropejska? Głoski wybuchowe, miękkie, nosowe. Taksonomia Patrzałka. Dla niej nie były to jedynie terminy wzięte z najmniej szacownej części ciała. To było jej życie. Jak sami widzicie, szału nie było. Natalia to typowy przykład mola książkowego za którym facet może obejrzeć się wtedy, gdy ów mól założy na siebie swetrer w różowe krówki. I to bynajmniej nie po to, by powiedzieć dziewczynie coś miłego. Po prostu po to, by ryknąć śmiechem.

Natalia od dziecka była częstym obiektem kpin. W końcu pogodziła się z losem, przestała zwracać na to uwagę. Przyjęła swój niesprawiedliwy, gorzki, pieprzony los z taką łatwością, jak przyjmuje się darmową próbkę w hipermarkecie.

I właśnie to niewydarzone stworzenie miało przeżyć coś, czego nikt wcześniej i nikt później nie doświadczy. Jej przeznaczeniem było złamać pewną odwieczną zasadę.

Nie wiedziała o tym tego dnia, gdy pijąc kawę z czarnego, wyszczerbionego kubka płakała, przeklinając swój los. Wtedy miała wrażenie, iż nic dobrego nigdy jej nie spotka. Wspominała nieliczne, dobre chwile, a smak kawy mieszał się z solą łez.

Nie chciała zrozumieć jednego: każdy kufer wspomnień jest pełen toczących duszę robaków.