Melanie leniwie podeszła
do okna. Ta szczupła, dwudziestodwuletnia dziewczyna o głęboko
osadzonych szaro-brązowych oczach i rzadkich włosach zebranych w
bezładną kitkę, była kiedyś studentką kierunku
nauczycielskiego. Zakończyła swoją przygodę ze studiami w
nieprzyjemnych i dziwnych okolicznościach.
Melanie fascynowała się
zombie. W pewnym sensie byli jej bliscy,bo tak jak ona nie lubili
ludzi. Melanie uważała, że gatunek Homo Sapiens jest nieskończenie
głupi i próżni. Myśleli, że mają prawo się z niej nabijać.
Każdy, kto z nią zaczął źle kończył. Pomimo młodego wieku
sumienie tej dziewczyny plamiło wiele występków.
Czarny kot ocierał się o
jej nogi. Przygarnęła go jakiś czas temu a teraz najzwyczajniej w
świecie ją denerwował. Okazywał swą miłość! A przecież każdy
wie, że Melanie nie weolno kochać bo jest zła, brzydka i chuda.
-Chodź tu, mały.-
Zawołała kota gdy weszła do kuchni.
Zwierzę weszło do
kuchni, nieświadome zagrożenia. Melanie wyciągnęła ze stojaka
nóż i położyła na kuchennym blacie po czym zaczęła się bawić
ze zwierzęciem. W pewnej chwili sięgnęła po ostrze i wbiła je w
kota, po czym zaparzyła kawę i wyjęła z lodówki mleko oraz
kawałek sernika.
Patrzyła na jego agonię
pijąc kawę i jedząc ciasto. Następnie wstała od stołu, umyła
kubek, uklękła, zmyła dokładnie kałużę krwi używając
ulubionego wybielacza,którego aromat doprowadzał ją do swoistej
ekstazy, i zapakowała ścierwo zwierzęcia do worka na śmieci. Ani
przez sekundę nie zastanowiła się nad tym, po co zabiła tę
istotę.
***
Natalia znalazła w sobie
dość odwagi by podnieść się z podłogi i spróbować uciec. Do
pokonania miała kilkaset metrów, pięćdziesiąt jeden schodów i
gromadę krwiożerczych koneserów mózgów.
Zajebiście.
Wstała. Rozejrzała się.
Bała się zrobić krok, bała się oddychać. Na biurku leżały
nożyce. Popatrzyła na nie łakomie. Nadawałaby się do przecięcia
żył. Jeden ciach i po sprawie. Tak po prostu.
Weź się w garść.
Samobójstwo to nie rozwiązanie. Pewien poeta którego lubisz, Julek
Jakiśtam, ględził coś o pochodzie duchów, egzystencji otwartej i
innych pierdołach.
No tak, tylko on nie miał
okazji poznać osobiście gnijących zombie.
Otworzyła drzwi z
wachaniem . Nie była przygotowana na to, co jest za nimi. Chciała,
by to wszystko, czego teraz doświadcza, nie było niczym więcej
niż urojeniami spowodowanymi wciąganiem jakiegoś świństwa.
Ale nie ma tak dobrze.
Przez chwilę wydającą
się trwać dłużej niż wieczność stała w drzwiach, wpatrzona w
kałużę krwi na początku korytarza. Nie było wątpliwości, że
ofiara zginęła w mękach. Wreszcie Natalia ruszyła się i
bezszelestnie przebiegła korytarz. Uważała, by nie wdepnąć przy
okazji w kałużę krwi czy wnętrzności. Udało się. Teraz
wystarczy zbiec po schodach trzy piętra, potem dojść skręcić w
lewo, znowu pokonać kilka schodów i wyjść.
Nie, to nie może być
takie łatwe.
Trzecie piętro pokonała
błyskawicznie. Drugie też. Na pierwszym czekał on.
Sąsiad Natalii z domu
naprzeciwko. Samotny starszy facet, rozwodnik mający dorosłego
syna. Od śmierci matki pił na umór i dziczał. Patrzył na ludzi
pijackim, nienawistnym wzrokiem. Kompletnie stracił nad sobą
kontrolę, rozpamiętywał czasy, gdy był szanowanym mechanikiem
samochodowym, przegryzał w nieskończoność dawne urazy niczym pies
stare kości.
Natalia bała się jego
nienawistnego i pożądliwego wzroku. Była pewna, że gdyby
nadarzyła się okazja wyładowałby na niej swoją nienawiść do
świata.
I oto ma okazje.
-Witaj kochanie.
-Wychrypiał.
Był obrzydliwy, brudny,
nieogolony z zaropiałymi ślepiami. Miał na sobie zabłocone i zakrwawione kalosze, krzywo zapiętą koszulę, spodnie z rozpiętym
rozporkiem, całe w dziurach i sztywne od nieczystości. Cuchnął
gorzej niż niejeden zombie.
Zbliżał się do niej z
obleśnym uśmiechem na twarzy. Od jego smrodu dziewczynie kręciło
się w głowie, miała mdłości.
-Co, nie podobają ci się
moje perfumy?- Zarechotał po czym wyciągnął swoje obrzydliwe
łapsko w jej stronę. Ręka była cała w ranach i bliznach, łaziły
po niej jakieś robaki. Natalia zrobiła unik.
-Ty dziwko.- Warknął i
uderzył ją z całej siły w twarz.- Jesteś taka sama jak wszyscy.
Gardzicie mną bo co? Bo się nie myję? Gówno was to obchodzi. Ty-
Patrzył na nią z obrzydzeniem- udawałaś damulkę, studentkę. Nie
chciałaś mnie i teraz za to zapłacisz. Będę się nad tobą
pastwił długo, kochanie.
W tej chwili jedyne, czego
pragnęła to atak zombie. Oni wydawali się jej mniej odrażający
niż to coś. Nie nazywała go człowiekiem, nie potrafiła tak o nim
myśleć.
Rzucił ją na podłogę i
przygniótł sobą. Był silny, zdeterminowany i śmierdzący.
Natalia z trudem przełykała łzy. Nagle uścisk jej oprawcy zelżał,
on sam wytrzeszczył z niedowierzaniem oczy.
Umierał.
Natalia nie mogła
uwierzyć w swoje szczęście. Radość zniknęła jednak bardzo
szybko, właściwie w momencie, gdy zobaczyła swojego wybawiciela.
Uratował ją zombie. I to
nie byle jaki...
Wysoki szatyn o zielonych
oczach w których błąkały się złośliwe ogniki. Poruszał się
całkiem zgrabnie, nie tak pokracznie jak inne zombie. Nie cuchnął,
nie odpadały mu kawałki mięśni. Możnaby nawet zaryzykować
stwierdzenie, że jak na martwego prezentował się całkiem
przyzwoicie.
Wybawca pomógł wstać
Natalii, po czym podszedł do trupa i odciął mu głowę. Natalia
odwróciła się z obrzydzeniem.
-Nie musisz dziękować.-
Warknął, patrząc na nią z ukosa.
-Ja po prostu nie lubię...
Trupów.- Wydukała, zanim zorientowała się, że ta uwaga jest co
najmniej nie na miejscu.
-To się przyzwyczaj.-
Buknął.- Nie odciąłem mu łba od tak. Nie chciałem, by się
odrodził.
Natalia spojrzała na
niego z wdzięcznością, on odwrócił wzrok. Chciała odejść, gdy
złapał ją mocno za rękę.
-Nigdzie beze mnie nie
pójdziesz.
Natalia przestraszyła
się, że trafiła ma jeszcze gorsze gówno niż poprzednio.
Nieznajomy puścił ją i powiedział, na pozór obojętnie:
-Jeśli chcesz, idź sama.
Nie będę cię zatrzymywał. Pamiętaj o jednym: oni nie dadzą ci
przejść. Jeśli poleziesz sama prędzej czy później zostanie po
tobie trochę flaków, gałka oczna, obgryziony palec. Co do gałki
ocznej nie jestem do końca pewny, ponieważ dla niektórych to
przysmak. Ja nie próbowałem więc nie wiem, czy rzeczywiście ma
jakieś walory smakowe, ale to nieważne. Zastanów się, użyj tego
swojego studenckiego móżdźku i wybierz właściwą opcję.
Po chwili wachania Natalia
stwierdziła:
- Idę z tobą.
Wtedy jeszcze nie
wiedziała, w jak szaloną, niedorzeczną i fantastyczną przygodę
się pakuje... Ale nie uprzedzajmy faktów. Jakoś udawało im się
przemykać po korytarzach brudnych od krwi, resztek mózgów...
Natalia napisała kiedyś wiersz o internecie w którym był wers:
"mózg skapujący leniwie ze ścian". Teraz miała okazję
zobaczyć to na własne oczy.
Przy drzwiach wejściowych
stała cała gromada zombie: w większości byli to Niedognili. Na
widok wybawiciela Natalii uciekali po kątach, bojąc się nań
spojrzeć. Dziewczyna odniosła wrażenie, że go nienawidzą a
jednocześnie panicznie boją, jakby był jedynym, który może
zrobić im krzywdę. Bez słowa wyszli.
Zombie trzymał dziewczynę
za rękę. Miał mocny, zimny uchwyt. Czuła się przy nim
bezpiecznie a jednocześnie panicznie się go bała. W końcu
przemówił:
-Czego ty się kurwa
boisz? Że cię pożrę? Jeśli tak to możesz być spokojna. Nie
zaśmiecam sobie żołądka takimi jak ty.
- To znaczy?- Krzyknęła
ze wściekłością.
- Studentkami wydziału
filologicznego. Straszne z was nudziary. Ciągle tylko książki,
artykuły, teorie. Ingarden, Eco, Arystoteles. Wiesz, gdzie możecie
sobie wsadzić te wasze mądrości?
Natalia była oburzona,
ale w głębi duszy przyznała mu rację. Jej studia były kompletnie
nieżyciowe.
Szli w milczeniu. Nagle
nieznajomy się roześmiał.
-Z czego rżysz?
-Z ciebie. Ale miałaś
kretyńską minę jak ci powiedziałem, że cię nie zjem! Jakbym
zrobił ci fotkę, byłabyś pierwszorzędnym memem. Pięknością
chyba nigdy nie grzeszyłaś, ale przed chwilą to przesadziłaś.
Dziewczyna miała go
dosyć. Postanowiła iść do siebie. To z resztą blisko.
-Odprowadzę cię a potem
się rozejdziemy.- Zaproponował.
Na miejscu okazało się,
że nie ma do czego wracać. Zombie zniszczyli cały blok. Natalia
miała łzy z oczach, on stał się przyglądał.
-Kurwa mać.- Nati
przerwała ciszę.
-Jakie to głębokie,
filozoficzne i refleksyjne. W sam raz dla studentki literatury.
-Weź zamknij ten swój
parszywy ryj bo...
-Mnie walniesz? A może
zabijesz? Ktoś to zrobił wcześniej, skarbie. Jesteś na mnie
skazana. Albo pójdziesz ze mną, albo tu zdechniesz. No chodź
głuptasku.
-Nie jestem głuptaskiem.
-Rusz się kretynko.
Poszła z nim ponieważ
łudziła się, że będzie mieć dzięki niemu jakąś ochronę.
Miała go za skończonego palanta i chama, ale nie był wcale takim
złym towarzyszem. Gdy zobaczył innego zombie po prostu dał mu w
ryj i tamten poszedł.
Tych dwoje różniło się
we wszystkim, szalony los jednak ich połączył.
***
Pierwsza część opowiadania jest już napisana. Co będzie dalej? Zobaczysz!
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdy komentarz. Dzięki Wam mam ochotę tworzyć!!!!
Bardzo proszę o niedodawanie adresów blogów w komentarzach. Każdy komentarz z adresem zostanie skasowany.
Ten blog służy promocji mojej twórczości a nie Twojej reklamie. Jeśli chcesz dodać adres do komentarza, zrób to na moim drugim blogu.