Subscribe:

wtorek, 30 września 2014

Zaskoczenie



Na początku nikt w to nie wierzył, ponieważ było to zbyt absurdalne, rodem z horroru klasy D.


Dopiero po tygodniu doszło do ludzi, co tak naprawdę się stało. Gdy wreszcie przestano owijać w bawełnę na żywych padł strach. W pośpiechu, zupełnie nieprzemyślanie zaczęto organizować akcje mające na celu wyłąpanie i zniszczenie w zarodku Inwazji.

Artykuł z 5.09

Grupa bohaterskich mieszkańców miasta zlikwidowała wczoraj obozowisko zombie. Zniszczono ich ok. 500.
-To nie było łatwe- Mówi jeden z uczestników wydarzeń- Skubańcy byli zdeterminowani, ale my byliśmy lepsi. Naszym atutem było działanie zespołowe. Musieliśmy ich osaczyć i podpalić. Oczywiście, zdawaliśmy sobie sprawę z tego, jaka to niebezpieczna misja, jednak ja, jako przyzwoity obywatel, kochający swój kraj ponad wszystko, nie mogłem postąpiuć inaczej. Robiłem to dla moich dzieci, dla kraju, dla całego świata.

Artykuł był utrzymany w tonie absolutnie niesmacznego i irytującego patosu. Miał utwierdzić ludzi w przekonaniu, że nie ma się czego bać. Ot, kilka tysięcy zombie wyszło sobie z grobów, próbowało... Właściwie nie wiemy, po co to zrobili, ale panujemy nad sytuacją. Wszystko wraca do normy. Keep smile i do przodu.

W takim rozumowaniu tkwił zasadniczy błąd myślowy. Niedognili (jak pieszczotliwie nazwała ich prasa) byli nieszkodliwi. Nie potrafili poradzić sobie z własnymi kończynami a co dopiero z trudnymi operacjami myślowymi. Byli to zwyczajni nieudacznicy, fajtłapy i niezdary. Gdyby ktoś się tego domyślił, można było uniknąć późniejszych wydarzeń.

Niedogniłych można było łatwo wytępić. Nie uciekali, nie walczyli, byli równie bierni jak za życia. Każda zniszczona kryjówka, każde obozowisko zrównane z ziemią utwierdzało ludzi, że nadal są panami świata. Mamy facebooka, karabiny, mocną wódkę.

sobota, 27 września 2014

Dzień początku, dzień końca





To jest ta słowiańska brać
Lubi dużo pić i spać

-Wyłącz to gówno.- Warknęła Natalia.
-Spadaj.-Iza podgłośniła muzykę.

Natalia nie cierpiała tej piosenki. W ogóle rzadko wpadała jej w ucho jakaś melodia, jeśli już to najczęściej był to jakiś hip-hop tudzież rock. Lubiła piosenki z treścią, jakimś przesłaniem. Dobrze, ten utwór świetnie wpasowywał się w filozofie jej koleżanek, które częściej można było zobaczyć z piwem w barze niż w bibliotece, czytające obowiązkowe lektury. Jeśli Iza czy Wiola coś czytały, to wyłącznie składy kosmetyków, tropiąc konserwanty, silikony, parabeny czy największe zło tego świata: SLS.

Ale czy jest się czym chwalić do ciężkiej cholery?

Natalia marzyła tylko o jednym: by śliczny, nowiutki smartfon jej koleżanki rozwalił się w drobny mak i przestał wydawać z siebie te dzwięki. Niestety, marzenia się nie spełniają.

Odwiedziła Izę i Wiolę po to, by odebrać od nich pożyczone notatki. Chciała zastać trochę, ale nie widziała w tym sensu. Wyszła.

Gdy szła, miała wrażenie, że coś się na nią gapi. Nie był to człowiek, zwierze też nie. Wyraźnie wyczuwała kierowaną w jej stronę nienawiść. Coś płonęło chęcią sprawienia jej takiego bólu, jakiego nie doświadczył dotychczas żaden człowiek. Natalia przeraziła się nie na żarty. Zaczęła biec. Czyiś śmiech dzwięczał jej w uszach pomimo tego, że dookoła było cicho.

Zupełnie cicho.

Taka cisza nie jest naturalna. W mieście nigdy, o żadnej godzinie nie jest tak przerażająco cicho. Jakby się na coś zanosiło. I na pewno nie będzie to nic dobrego.

Natalia- prolog opowiadania



Nie była zbyt ładna. Prawdę mówiąc, było tysiące ładniejszych od niej. Nie podbiłaby świata mody swym gruszkowatym ciałem, odzianym w rzeczy, które wyjęła z szafy, kompletnie nie patrząc na to, czy do siebie pasują, czy też deformują jej i tak nie najpiękniejszą sylwetkę. Jej głos również nie wyróżniał się niczym. Nie był ani piękny, przypominający dzwon, ani piskliwy, ani dziecinny, ani nawet zachrypnięty, niczym u rasowej bywalczyni klubów wszelakich. Była nikim. Zakompleksioną młodą kobietą niepotrafiącą powiedzieć mężczyźnie, który jej się podobał: pójdziemy do mnie czy do ciebie? Wierzyła w miłość. Tak, moi drodzy, na tej biednej, niemal wyzutej z resztek złudzeń ziemi żyją jeszcze naiwne osobniki, dla których ważne jest uczucie, a nie "pukanie" czy "zaliczanie".

Zaliczać to ona potrafiła tylko jedno: przedmioty na studiach. Palatalizacja? Jery? Apofonia praindoeuropejska? Głoski wybuchowe, miękkie, nosowe. Taksonomia Patrzałka. Dla niej nie były to jedynie terminy wzięte z najmniej szacownej części ciała. To było jej życie. Jak sami widzicie, szału nie było. Natalia to typowy przykład mola książkowego za którym facet może obejrzeć się wtedy, gdy ów mól założy na siebie swetrer w różowe krówki. I to bynajmniej nie po to, by powiedzieć dziewczynie coś miłego. Po prostu po to, by ryknąć śmiechem.

Natalia od dziecka była częstym obiektem kpin. W końcu pogodziła się z losem, przestała zwracać na to uwagę. Przyjęła swój niesprawiedliwy, gorzki, pieprzony los z taką łatwością, jak przyjmuje się darmową próbkę w hipermarkecie.

I właśnie to niewydarzone stworzenie miało przeżyć coś, czego nikt wcześniej i nikt później nie doświadczy. Jej przeznaczeniem było złamać pewną odwieczną zasadę.

Nie wiedziała o tym tego dnia, gdy pijąc kawę z czarnego, wyszczerbionego kubka płakała, przeklinając swój los. Wtedy miała wrażenie, iż nic dobrego nigdy jej nie spotka. Wspominała nieliczne, dobre chwile, a smak kawy mieszał się z solą łez.

Nie chciała zrozumieć jednego: każdy kufer wspomnień jest pełen toczących duszę robaków.