Nie
była zbyt ładna. Prawdę mówiąc, było tysiące ładniejszych od
niej. Nie podbiłaby świata mody swym gruszkowatym ciałem, odzianym
w rzeczy, które wyjęła z szafy, kompletnie nie patrząc na to, czy
do siebie pasują, czy też deformują jej i tak nie najpiękniejszą
sylwetkę. Jej głos również nie wyróżniał się niczym. Nie był
ani piękny, przypominający dzwon, ani piskliwy, ani dziecinny, ani
nawet zachrypnięty, niczym u rasowej bywalczyni klubów wszelakich.
Była nikim. Zakompleksioną młodą kobietą niepotrafiącą
powiedzieć mężczyźnie, który jej się podobał: pójdziemy do
mnie czy do ciebie? Wierzyła w miłość. Tak, moi drodzy, na tej
biednej, niemal wyzutej z resztek złudzeń ziemi żyją jeszcze
naiwne osobniki, dla których ważne jest uczucie, a nie "pukanie"
czy "zaliczanie".
Zaliczać
to ona potrafiła tylko jedno: przedmioty na studiach. Palatalizacja?
Jery? Apofonia praindoeuropejska? Głoski wybuchowe, miękkie,
nosowe. Taksonomia Patrzałka. Dla niej nie były to jedynie terminy
wzięte z najmniej szacownej części ciała. To było jej życie.
Jak sami widzicie, szału nie było. Natalia to typowy przykład mola
książkowego za którym facet może obejrzeć się wtedy, gdy ów
mól założy na siebie swetrer w różowe krówki. I to bynajmniej
nie po to, by powiedzieć dziewczynie coś miłego. Po prostu po to,
by ryknąć śmiechem.
Natalia
od dziecka była częstym obiektem kpin. W końcu pogodziła się z
losem, przestała zwracać na to uwagę. Przyjęła swój
niesprawiedliwy, gorzki, pieprzony los z taką łatwością, jak
przyjmuje się darmową próbkę w hipermarkecie.
I
właśnie to niewydarzone stworzenie miało przeżyć coś, czego
nikt wcześniej i nikt później nie doświadczy. Jej przeznaczeniem
było złamać pewną odwieczną zasadę.
Nie
wiedziała o tym tego dnia, gdy pijąc kawę z czarnego,
wyszczerbionego kubka płakała, przeklinając swój los. Wtedy miała
wrażenie, iż nic dobrego nigdy jej nie spotka. Wspominała
nieliczne, dobre chwile, a smak kawy mieszał się z solą łez.
Nie
chciała zrozumieć jednego: każdy kufer wspomnień jest pełen
toczących duszę robaków.