Życie
tego faceta było równie beznadziejne jak stary jabol, który teraz
pije.
Przed
chwilą zombie zabili mu dziewczynę. Właściwie byłą dziewczynę.
Właściwie to nie dziewczynę, tylko zwykłą puszczalską sukę,
która robiła z niego wała i spotykała się z nim, po to, by mieć
pieniądze, ponieważ mamusia mówiła jej, by nigdy nie plamiła
swych wypielęgnowanych, pachnących rączek czymś tak niegodziwym
jak praca. On widział wszystko. Obserwował, jak jeden z zombie
zaczął wgryzać się w jeszcze ciepłe zwłoki, jak krew, która do
tej pory krążyła w żyłach wycieka teraz na brudny od psiego kału
trawnik. W tej, jakże przerażającej chwili, nie zaczął płakać.
Nie rzucił się, by ratować przed pohańbieniem ciało kobiety,
która dawała każdemu, tylko przed nim, swoim narzeczonym, miała
opory (udawała, świetnie z resztą, wstydliwą dziewicę). Z jego
strony nie było żadnego bohaterstwa. W obliczu śmierci tej kobiety
jedyne, co potrafił, to rzygać jak kot. Na ten widok wszystkie
zombie z okolicy zeszły się i zaczęły chichotać. Mężczyźnie
zrobiło się głupio. Myślał, że jego chwile są policzone, gdy
jeden z trupów zawołał:
-Spierdalaj
brudasie!
Mężczyzna
uciekł szybko. Jeden z trupów, trzymający melancholijnie w ręku
kawałek nogi, mruknął za nim:
-Patrzcie
go, kurwa, jaka chołota. Takie rzeczy przy jedzeniu? Czego go matka
nauczyła?- Zwrócił się do kolegów- Chłopaki, zabierzcie
potrawkę zanim jeść mi się odechce.- Po czym dodał w zamyśleniu:
***
Natalia
znalazła się w nieciekawej sytuacji. Po tym, zobaczyła wiedziała,
że musi spierdalać stąd jak najszybciej, ponieważ Melania jest
niebezpiecznym połączeniem morderczyni i psychopatki, która gardzi
wszystkim poza sobą. Trzeba było by się cofnąć cicho i powoli, a
potem uciec jak najszybciej.
Dziewczyna
już zaczęła się wycofywać, gdy nagle potrąciła nogą jakiś
przedmiot. Odeszła kawałek dalej, gdy nagle to cholerstwo rozdarło
się tak, że słychać je było z odległości kilku metrów:
-I
am albatrouz.
Potem
wesoła, energiczna melodyjka. Oczywiście, wszyscy zauważyli
obecność Natalii.
"Ja
to mam w życiu przejebane"- pomyślała z optymizmem. Grupa
zombie patrzyła na nią z wyczekiwaniem. Ona zamiast uciekać,
podeszła do nich. "Co ja kurwa robię?"- zadawała sobie
pytanie idąc do grupy zombie z uśmiechem na twarzy, który, w
zamierzeniu miał być serdeczny, sprawiał jednak wrażenie, że
jego posiadaczka cierpi na jakąś chorobę psychiczną.
-Witaj,
Melania!- Zawołała Natalia.- Dawno cię nie widziałam.
-Tak.-
Odparła bezbarwnie.- Kazali mi iść.- W jej oczach zapaliły się
jakieś mroczne ognie, które przeraziły Natalię.- Ale już gryzą
piach.
Na
studiach Melania nie była lubiana. Właściwie tylko Natalia
odzywała się do niej, raz nawet odprowadziła ją do domu, który
wyglądał jak zrujnowana szopa. Właścicielka domu nie zaprosiła
koleżanki do środka, spuściła wzrok i milcząco weszła do
środka. Czasem zbudzała litość, tak jak wtedy, gdy nie miała
pieniędzy na jedzenie a mimo to starała się uczyć, zrobić dobre
notatki, być aktywną. Natalia podrzuciła jej wtedy ukradkiem
kanapkę. Dziewczyna wzięła ją bez mrugnięcia okiem.
Nie
ulegało wątpliwości, iż Melania była zła. Do szpiku kości,
beznadziejnie zła. Więc dlaczego na myśl o jej parszywym
dzieciństwie z ojcem pijakiem, o źle zrośniętych kościach, o
śladach przypalania papierosami, widocznymi na szyi i dekolcie,
człowiek mimo wszystko odczuwa ból i litość? Natalia nie umiała
zobaczyć w niej wyłącznie potwora.
-Widziałaś.-
Powiedziała twardo, patrząc jej w oczy.
-Widziałam.-
Serce Natalii biło mocno.
-On
zaczął. Śmiał się ze mnie. Katował szczury. Więc go zabiłam.
Jej
oczy były beznamiętne, w ręku tarmosiła kawałek szmaty. Usiadła
na wysokiej, drewnianej skrzynce i pokazała gościowi, że ma zrobić
to samo. Natalia usiadła blisko Melanii, której oddech cuchnął
jakby pleśnią i starymi kośćmi.
-Ty,
jako jedyna nie okazywałaś mi niechęci, chociaż jestem śmieciem.
Nie odpychałaś mnie. Pożyczałaś parę razy notatki. Dlatego nie
zrobię ci krzywdy. Mój wewnętrzny zombie dostał dziś
wystarczającą ilość krwi i kolejny trup doprowadziłby jego
delikatny organizm do wyrzygu. Dlatego idź stąd, jak najdalej. Moi
chłopcy nie zrobią ci krzywdy. Spadaj!
Natalia
wstała. Melanie patrzyła na nią z nienawiścią.
-Jeszcze
się spotkamy, tylko my dwie, ponieważ stoimy po przeciwnych
stronach barykady. A wtedy już nie będzie taryfy ulgowej. Ale póki
co idź, nabierz sił, aby nasza potyczka była ciekawsza. Jesteś
jedyną osobą na tym pierdolonym świecie, do której nie żywię
wyłącznie odrazy. Nie spieprz tego.
Melanie
pocałowała Natalię w policzek. Jej usta były zimne jak śmierć.
Natalia
odeszła powoli ze sto metrów, potem puściła się galopem. Sama
nie wiedziała, dokąd biegnie. Trafiła do opuszczonej
restauracji...
***
Przebrał
się w ostatnią koszulę, jaką miał, wszedł do tego oto
pomieszczenia i postanowił się raz w życiu porządnie uchlać.
Patrzył tępo w okno i pociągał łyk za łykiem.
To,
czego był świadkiem, nie mieściło się z znanym mu porządku
świata. Po raz niewiadomo który żałował dnia, gdy wpadł na ten
poroniony pomysł przyjazdu tutaj, do swojej ówczesnej ukochanej.
Był idiotą, a nawet gorzej: był skończonym debilem, idealistą
wierzącym w miłość od pierwszego zobaczenia profilu na fb.
Na
zdjęciach jego ukochana wyglądała jak bogini. Miała tak cudny
uśmiech, iż jego serce zapłonęło miłością jak sucha sterta
siana. Był zgubiony, gdy po raz pierwszy wysłał jej wiadomość.
Bez jakiejkolwiek analizy konsekwencji zakochał się beznadziejnie,
jak to potrafią tylko ponadtrzydziestoletnie prawiczki, marzące w
głębi duszy (i bokserek) o kobiecie. Sprzedał ziemię, którą
odziedziczył po ojcu, by mieć pieniądze. Pracował jak wół
odwiedzić ją z torbą pełną prezentów. Każdy jego dzień
wypełniały myśli o ukochanej.
A
ona w tym czasie robiła z niego wała.
Owa
piękność była pragmatyczną do bólu suką, która nie wahała
się wykorzystać łatwowierności swego adoratora by doić go tak,
jak mleczną krowę. Udawała zawstydzoną i zakochaną byleby tylko
jej "narzeczony" nie domyślił się prawdy. Przez kilka
miesięcy bawiła się cudownie, kpiąc z zakochanego w niej
mężczyzny, podniecając do granic możliwości wyłącznie po to,
by nagle zakończyć czat, tłumacząc się tym, że jest przyzwoita,
że nigdy z nikim, itp. A on to łykał jak pelikan, ciesząc się,
iż na tym skażonym świecie jest jakaś dobra, czysta dusza.
Aż
w końcu nastał dzień ich spotkania.
Na
jego widok ukochana z trudem wytrzymała odruchowy śmiech, a przy
pocałunku odruch wymiotny. Brzydziła się go prawie tak bardzo, jak
kału na nowych lakierkach. Kiedy wziął ją za rękę by pójść
na spacer ona omal nie spaliła się ze wstydu. Stanowili tak
egzotyczną parę, iż każdy oglądał się za nimi z ciekawością.
Mahim
był bowiem innego koloru skóry.
W
tym niezbyt dużym mieście osoba taka jak on wzbudziła niezdrowe
zainteresowanie, śmiechy, wyzwiska, z których "brudas"
było najłagodniejszym. Dziewczynie było ogromnie wstyd przed
koleżankami, które reagowały złośliwym chichotem na jej
partnera. Dla każdej z tych osób Indie nie były niczym więcej niż
krainą brudnych dzikusów, tandetnego kina Bollywood i tygrysów.
Pomysł związku z kimś takim kwitowany był krótkim pytaniem:
pojebało cię do reszty?
Kogo
obchodziło to, że Mahim był inteligentny, obrotny, znał trzy
języki i skończył studia z wyróżnieniem? Nikogo, szczerze
mówiąc. Mieszkańcy miasteczka widzieli w nim i tak wyłącznie
kolor przybłędę z dżungli, choć właściwie nic nie uprawniało
ich do traktowania go jak kogoś gorszego. Sąsiadki dziewczyny
komentowały złośliwie: "szykują się kolorowe bachory na
podwórku".
Dziewczyna
nie miała pojęcia, jak wyplątać się z zaistniałej sytuacji.
Póki on mieszkał sobie gdzieś daleko i przysyłał jej od czasu do
czasu pieniądze, wszystko było w porządku. Ale kiedy zwalił się
jej na głowę wszystko wzięło w łeb. Jak tu udawać dziewicę
skoro miała tylu facetów, że sama straciła rachubę? Jak kłamać,
że go kocha, patrząc mu prosto w oczy? Nie wiedziała, co zrobić,
postanowiła go, więc po prostu zdradzić z jakimś przypadkowym
facetem, tak by naocznie się przekonał, że nie jest warta jego
miłości.
Mahim
na wieść o zdradzie wpadł w ogromny szał. Siekierą zniszczył
drogi samochód, który podarował jej na dowód swoich uczuć.
Dziewczyna stała w oknie i piszczała z przerażenia.
-Ciesz
się, że nie jesteś na miejscu tego samochodu- warknął do niej.-
Gdybyś była bliżej zatłukłbym cię tą siekierą. Masz
szczęście, że nie jesteś tyle warta, bym szedł po ciebie na
trzecie piętro.
Doszczętnie
porąbał błękitne auto, po czym odszedł. Jeśli już wcześniej
biali ludzie nie wzbudzali jego sympatii, o tyle teraz po prostu ich
nienawidził. Wiedział, że jego obecność działa na lokalną
społeczność niczym czerwona płachta na byka, więc postanowił
zostać i delektować się widokiem poniżenia niedoszłej żony,
która straciła szansę na szczęśliwe życie i zostało jej
jedynie sprzątanie toalet w supermarkecie, bo o jakimkolwiek
mężczyźnie mogła zapomnieć. Od tego cyrku z samochodem ludzie
jej unikali, patrzyli na nią jak na wyrzutka. Koleżanki miały
niezłą grzanę z tej niedoszłej bogaczki.
Było
kilka dziewczyn, które próbowały wykorzystać wakat i zapewnić
sobie ciepłe i dostatnie życie. Pewnym sukcesem było to, gdy Mahim
w ogóle odpowiedział na zaczepkę. Najczęściej zaś robił to po,
by powiedzieć:
-Odczep
się ode mnie głupia dziewucho, bo przestanę być miły.
I
tak oto marnowała się szansa na dolce vita. Mahim kręcił się po
mieście jak cień, prześladując swym widokiem byłą ukochaną.
Chciał, aby w każdej sekundzie życia wiedziała, jak bardzo nią
gardzi.
I
kiedy oto tak siedział i wspominał swój gówniany żywot, do
pomieszczenia, w którym siedział wleciała dziewczyna, która
wyraźnie się czegoś bała. Za chwilę było wiadomo czego.
Pomieszczenie
zostało dosłownie otoczone przez co najmniej setkę Niedogniłych
oraz Łowców, chcących wziąć odwet za utratę towarzyszy. Nie
było żadnej drogi ucieczki. Atmosfera była gęsta jak pudding, a w
powietrzu, oprócz fetoru rozkładających się ciał, brudu i
jabola, wyczuwało się jeszcze coś niekreślonego, jakby...
Zapowiedź. Trudno to określić słowami, ponieważ język w obliczu
takich zjawisk jest kompletnie nieprzydatny. Jednakże trzeba zadać
sobie ten trud, chociażby po to, by skapitulować i stwierdzić, że
człowiek wcale nie jest tak idealny, cudowny i wszechmocny, za
jakiego się ma.
Mahdim
patrzył na to obojętnie. Miał w nosie czy dzisiaj umrze, czy
jutro, czy dopiero w następną sobotę. Jego życie właściwie już
się skończyło.
Serce
Natalii biło bardzo mocno. Czuła, że to, co zaraz nastąpi, będzie
kresem. W ciszy ciężkiej jak ołów jej zęby dzwoniły Requiem.
W końcu zrozumiała, iż nie ma sensu odwlekać nieuniknionego.
Otworzyła drzwi restauracji i wyszła na zewnątrz. Oni ją
otoczyli, patrząc łakomie. Co niektórzy marzyli, by przed tym, jak
ją zabiją, zabawić się z nią brutalnie i długo.
Natalia
poczuła w sobie coś obcego, dziwnego. Wypełniła ją jakaś obca
energia. Aby ją wykorzystać wystarczyło zamknąć oczy i wsłuchać
się melodię serca. Po chwili otworzyła oczy i patrzyła na tłum
trupów z niechęcią, wręcz prowokacyjnie, uśmiechając się pod
nosem. Wypełniał ją potężny, niedający się ugasić żar.
Chwila koncentracji trwająca niemal wieczność... Ból, który
rozrywał wszystkie żywe komórki... Czy to krew? Czy z moich oczu
płyną krwawe łzy?
Efekt
działań Natalii był zaskakujący.
1 komentarze:
Świetny rozdział!
Zapraszam ----> http://lovecanstoptime.blogspot.com/
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdy komentarz. Dzięki Wam mam ochotę tworzyć!!!!
Bardzo proszę o niedodawanie adresów blogów w komentarzach. Każdy komentarz z adresem zostanie skasowany.
Ten blog służy promocji mojej twórczości a nie Twojej reklamie. Jeśli chcesz dodać adres do komentarza, zrób to na moim drugim blogu.