Melanie leniwie podeszła
do okna. Ta szczupła, dwudziestodwuletnia dziewczyna o głęboko
osadzonych szaro-brązowych oczach i rzadkich włosach zebranych w
bezładną kitkę, była kiedyś studentką kierunku
nauczycielskiego. Zakończyła swoją przygodę ze studiami w
nieprzyjemnych i dziwnych okolicznościach.
Melanie fascynowała się
zombie. W pewnym sensie byli jej bliscy,bo tak jak ona nie lubili
ludzi. Melanie uważała, że gatunek Homo Sapiens jest nieskończenie
głupi i próżni. Myśleli, że mają prawo się z niej nabijać.
Każdy, kto z nią zaczął źle kończył. Pomimo młodego wieku
sumienie tej dziewczyny plamiło wiele występków.
Czarny kot ocierał się o
jej nogi. Przygarnęła go jakiś czas temu a teraz najzwyczajniej w
świecie ją denerwował. Okazywał swą miłość! A przecież każdy
wie, że Melanie nie weolno kochać bo jest zła, brzydka i chuda.
-Chodź tu, mały.-
Zawołała kota gdy weszła do kuchni.
Zwierzę weszło do
kuchni, nieświadome zagrożenia. Melanie wyciągnęła ze stojaka
nóż i położyła na kuchennym blacie po czym zaczęła się bawić
ze zwierzęciem. W pewnej chwili sięgnęła po ostrze i wbiła je w
kota, po czym zaparzyła kawę i wyjęła z lodówki mleko oraz
kawałek sernika.
Patrzyła na jego agonię
pijąc kawę i jedząc ciasto. Następnie wstała od stołu, umyła
kubek, uklękła, zmyła dokładnie kałużę krwi używając
ulubionego wybielacza,którego aromat doprowadzał ją do swoistej
ekstazy, i zapakowała ścierwo zwierzęcia do worka na śmieci. Ani
przez sekundę nie zastanowiła się nad tym, po co zabiła tę
istotę.
Melanie nie potrafiła
planować ani działać racjonalnie. Kierowały nią prymitywne,
ciemne żądze.